poniedziałek, 16 lutego 2009

HELLHOUNDS FEST 2009 cz. III


No więc misie-pysie, czas na relację z gigu samych BOGÓW... SZATANÓW... !! T I A M A T Ó W :D

Najpierw weszła ekipa techniczna, coś tam podokręć/poustawiać, my też się ustawiliśmy - z piwami 8) Czekając na wyjście tych niedobrych rockmanów z niecierpliwością, naamah popstrykała sobie fotki butów 8)

Ale w końcu wyszli. Prawie słyszałem jak zawalił się Kościół Mariacki!
Oczywiście okrzyki zadowolenia i burza oklasków - zaczęli!
Na rozgrzewkę po intro 'Will They Come?'. Sala ożyła. Zaczęło się robić przyjemnie. Tiamat wyglądał na zwartych i gotowych by zawładnąć smoczym miastem. A mieli arsenał pierwszej klasy! Światła. Idealnie wpasowane (no może poza reflektorem walącym snopem po gitarze Johana, przez wyglądało to jakby nie miał on na sobie nic, a jego przyrodzenie było świąteczną iluminacją), za plecami tej zUej i paskudnej HORDY krzyżyk jakby 'nie w tą stronę' ;) , kolorki - niebieski i czerwony. Pięcioro ludzi na scenie a pod nią ... no właśnie. Chciałoby się napisać, że rozpierdol, ale jak się okaże później - nie do końca.
No dobra, wybrzmiały ostatnie takty kawałka z Amanethes i czas nadszedł na kolejny z tegoż LP utwór - 'Raining Dead Angels'. No i właśnie tu obiecałem Johanowi i chłopakom, że będzie piekło. I chuj - zamiast piekła był jogging pod scenę, rekonesans i odwrót. Młyna nie stwierdzono... No jak to?! Ostro i z przypierdolem, a nie ma zajobu pod sceną? Krakusy zapomnieli co to R O C K? Zresztą, sami zobaczcie:



No więc nie urwałem sobie tego i owego w tłumie, więc poszedłem na tyły do Dominiki (czyli naamah) by tak pomachać głową dla Szatana. Skończyli, ja spocony niczym kret po kopulacji i czekam na jeszcze.

Teraz mały powrót do czasów PREY i 'Cain'. No to trza po Sepulturze sobie kark i przeszczepy rozruszać. Na 'płycie' były i kangury i dzięcioły. Nie było byków. Ale cóż, tak też można. W powietrzu las 'szatanów' i heja! Prosto do 'Untill The Hellhounds Sleep Again'. Lekko się uspokoiło, klimacik się zrobił. Papierosek poprosił o jaranko. Pomogliśmy Johanowi w śpiewie a Satanfuckowi w graniu (air guitar to świetny wynalazek). Noga też się bawiła tupiąc rytmicznie. Właściwie to należałoby w tamtym momencie leżeć wygodnie z papierosem w pysku, mając Whisky w zasięgu odczuwać kojące ruchy jakiejś lasencji, która masuje ci plecy... Tiamat koi zmysły :D

Co tam dalej było... 'Dou You Dream of Me' z 'Dzikiego miodu'. Świetny kawałek. Zaczęło się gibanie. Jep, wiecie - mistycznie, romantycznie, zajepatycznie. Ale zaraz po tym utworze zapodali nam 'Divided'. Znów z 'Prey'. Jakby nie bliskość tych wszystkich 'świętych' miejsc, po takiej dawce romantyków, zaczęła by sie pewnie masowa kopula... miłowali by się wszyscy jak misie koala na spędzie tępionych gatunków.
Kolejny utwór tylko to potwierdzał. Zagłosowaliśmy za miłością. Nareszcie coś z 'Judas Christ'. Fala miłości zalała Klub Studio niczym nasienie usta Ginger Lynn. Nie odstąpili od tematów wartości pozytywnych i nadeszła kolej na coś ze 'Skeleton Skeletron'. Płyta jakby wypełniona westchnieniami Lilith i to Dla Jej Przyjemności  Satanfuck, Lars i Johan rozpieszczali nas tak bardzo, że musieli zajebać liścia z innego wałka z tej samej płyty - 'Brighter than the Sun'. Skocznie i hiciarsko ;)
Cały czas czekałem na coś więcej z 'Judasa...' i z 'Amanethes'. Ale zagrali z 'Prey' Cała sala napierdala! Śpiewali chyba wszyscy - 'Wings of Heaven' waliło obuchem :D W oczekiwaniu na ww. płyty, przypomniało mi się, że tak było by w sumie ok, gdyby zagrali 'Whatever That Hurts'... hmmm
No dobra. Powiem, bo i tak wiecie. Nie zagrali :(
Skoczne 'Cold Seed' torowało drogę, by wejść na 'Via Dolorosa' :) Musiałem się porozpychać... Ale raczej mały to miało sens, bo mój tor myślenia rozmijał się z torami innych. Cóż. Machaliśmy dyniami pojedyńczo. Ponieważ przed tym kawałkiem była krótka przerwa (o czym nie wspomniałem... świnia ze mnie) należało udać się czym prędzej po paliwo. Heniu rules. Yep!

To co Tiamat zapodał po 'Via...' było dziwne, ale bujało. Mała jam session :) Zapytaliśmy Johana i Satanfucka co to było: 'dgasb hjdgcnasc mbdsabck...'
Aha... Ok. No luz. Kumam.
Potem Satanfuck bodajże wyprostował swe słownictwo i powiedział coś na wzór 'fell the flow'. No, teraz to rozumię :P
Nadszedł czas na starocie. 'Sleeping Beauty'. Co by nie mówić, napierdalaliśmy wszyscy :D oh yeah! Czuliśmy to 'flow'!
Ostatni kawałek - Gaia. Uspokojenie i czas na piwka, palenie a potem na Backstage do Tiamat :D
Ale co sie działo tam - następnym razem :)


Zapraszam!