Nadszedł czas, by zostawić Hellhounds i opisać to, co wydarzyło się po koncercie: backstage i powrót.
No więc po samym gigu udaliśmy się po zasłużone browary :D Czekaliśmy na odpowiedniednią chwilę by znów móc napastaować Johana, Satanfucka i Larsa ;) W tym czasie patrzeliśmy popijając złoty napój na wyniki naszego pstrykania w klawisz spustu migawki. Fotki jakie nam powychodziły widzicie rozplenione tu i ówdzie (czyli jeszcze na deviancie i na photoblogu). Po konsumpcji nadeszła chwila, by zabrać swe dupy i poprzeszkadzać muzykom :) Ale skoro Johan sam nas zapraszał, to jak my, małe żuczki, mogliśmy powiedzieć NIE?
Na backstage upadłem do stóp mr Edlunda, który siedział przed swym pokojem (a właściwie Tiamatowym) i odpoczywał. Reszta zespołu czaiła się za drzwiami :) Podziękowaliśmy za wspaniały koncert i pokazaliśmy to, co na nim uchwyciliśmy ;) Oczywiście wtedy Johan wstał i patrzył oraz słuchał:
"it souds good"
No ba ! :D
Poprosił o pokazanie tego Larsowi i Satanfuckowi. Dwa razy powtarzać nie musiał. Ekipa zmęczona trudami koncertu odpoczywała popijając to i owo. Także zainteresowali się naszymi osiągami i zamówili całe 5 kopii... ciekawe dlaczego ;)
Potem wszedł te stary zmierzły angol, który nakazał wyjść do czekających na zewnątrz ludzi. No luz, ale mógł to zrobić bardziej rockendrolowo, na przykład "fuck off! they must go", a nie jakoś tak kurwa opryskliwie...
Dominika zdązyła jeszcze ustrzelić się z Johanem :)
Ok. Został z nami Lars.... nie - on przyszedł chwilę później, jak Dominika i Apsu udali si po odzienie wierzchnie. W każdym razie pomylił mnie z LuciDem i zapodał "do You still hate our new stuff?"
eeee
W mej obronie stanął Rafał, który stweirdził, że to LuciD coś tam marudził. Ja swego czasu nienawidziłem wszystkiego co wydali po Wildhoney. Ale wyszło przez LuciDa i pewnien bootleg, że mi przeszło.
Ja w każdym razie na taki album jak Amanethes czekałem od wydania Clouds.
Potem Lars się zmył a pojawił Satanfuck, z którym to gadaliśmy bite pół godziny...
A - nie należy robić Andersowi fotek jak je. Wkurwia się szybko ;P
I jeszcze jedno - na starym forum Church Of Tiamat wyszło, że kiedyś na Brutal Assault pewien gość rzucał w nich kamieniami podczas gigu. I się ciul jeszcze przyznał.
Rada - nie rzucać. A jak już rzucasz - nie przyznawaj się. Satanfuck na stówkę nadepnie Ci na ryja :]
Oczywiście Anders potwierdził, że nie będą grali już death metalu. W sumie wolę jak grają to, co lubią. A lubią inne rzeczy chyba, niż DM.
Doszło oczywiście także do małej sesji autografów:
oraz do fotograficzej:
Potem niestety Tiamat już wyruszał.
Pociąg do "Zabrza" jakoś po 2:30, więc my także powoli śmigaliśmy do domu.
W PKP spotkaliśmy Gosię Dużą ;) i jej ekipę. Niestety - mimo fajne podrózy, pociąg nie zatrzymał się w Zabrzu... tylko w Gliwicach... Było po 5 nad ranem. Zimno i jak sie okazało, tramwaje nie jezdziły... BRE Bank protestował tego dnia... Więc pozostała 617 - Goethego. Dominika taxi a ja 15 minut mrozu, 840, 5 minut mrozu, łóżko.
Na kociec dodam jeszcze dwa clipy i fotkę :)
Dobranoc :)
P.S. Dziękuję Tiamat za wspaniały koncert, chłopakom i ekipie ze studiów za mile sędzony czas (Gośki, Kuba i Ewa) a przedewszystkim Dominice (wie za co) i LuciDowi - za zaaranżowanie tego wszystkiego. Chłopie - jesteś wielki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz